poniedziałek, 5 października 2015

La Clarée, Oliv', Nawilżający krem do twarzy

Aqua, Aloe Barbadensis Leaf Juice*, Hydrogenated Lecithin, Glycerin, Dicaprylyl Ether, Simmondsia Chinensis Seed Oil*, Olea Europaea Leaf Extract*,  Squalane, Macadamia Ternifolia Seed Oil*,  Butyrospermum Parkii*,  Glyceryl Stearate, Alcohol*, Benzyl Alcohol - C12-16 Alcohols,  Palmitic Acid, Coco-Caprylate/Caprate, Tocopheryl Acetate, Corallina Officinalis Extract, Xanthan Gum, perfum, Undecylenoyl Glycine, Cucumis Sativus Fruit Extract, Tocopherol, Dehydroacetic Acid, Camellia Oleifera Leaf Extract*, Citric Acid, Olea Europaea Leaf Extract, Linalool, Sodium Hyaluronate, Citronellol, Leontopodium Alpinum Extract*, Citrus Medica Limonum Peel Oil, Cedrus Atlantica Wood Oil, Cymbopogon Martini Oil

*Składniki z upraw rolnictwa ekologicznego

Składniki aktywne: wyciąg z liści oliwek 23%, olej z orzechów macadamia i olejek jojoba 3%, wyciąg z aloesu 2%, zielona herbata i szarotka alpejska 1%, masło shea 1%

Dzisiaj recenzja z dedykacją dla Idalii. ;)

La Clarée, to francuska firma, która w swoich kosmetykach zamknęła siłę drzewa oliwkowego, a także aloesu, zielonej herbaty i szarotki alpejskiej. Niepozorne, srebrzysto – zielone listki drzewa oliwkowego, skrywają w sobie oleuropeinę, kwas oleanolowy i flawonoidy, które produkują przeciwutleniacze.

Nawilżający krem do twarzy Oliv' od La Clarée, czyli mój numer jeden w pielęgnacji. :)

Pięćdziesiąt mililitrów kremu zostało zapakowane w wygodną, stojąca na zakrętce (moją pielęgnację też wywrócił do góry nogami!;)) zielona tubka z perłowym połyskiem.

Krem ma delikatnie zielonkawy kolor i leciutką konsystencję, dzięki czemu wchłania się doskonale. Aplikacja jest niezwykle przyjemna, krem rozprowadza się bez najmniejszych problemów. Jest zaskakująco wydajny; wystarczy naprawdę odrobina, aby dokładnie pokryć całą twarz. Pozostawia na skórze jedynie ultracienką warstewkę, która nie jest ani lepka, ani tłusta. Wspaniale, choć niezbyt głęboko (producent o tym uprzedza), nawilża, a uczucie nawilżenia pozostaje nawet po myciu twarzy. Moja skóra go uwielbia! Jest bardzo miła w dotyku, aksamitnie miękka, gładka. Krem jest niezłym psychologiem, bo jak żaden inny potrafi uspokoić moją nadwrażliwą cerę. ;) Nie pojawiają się żadne reakcje alergiczne – krostki, szczypanie, czy wstrętne uczucie ściągnięcia. Całkowicie znika zaczerwienienie, znikają suche miejsca. Buzia jest jasna i promienna, co mnie bardzo cieszy. :)

Krem ma odrobinkę słodkawy zapach, delikatny i bardzo przyjemny. Pachnie oliwkami (zielonymi, wypieszczonymi słońcem, z jędrną skórką) oraz aloesem (duuuże, mięsiste liście).

Ma bardzo naturalny skład. Nie znajdziemy w nim parabenów, silikonów, GMO, kolorantów, syntetycznych zapachów, fenoksyetanolu. A dodatkowo posiada certyfikat Ecocert oraz Cosmébio.

Nawilżający krem do twarzy od La Clarée jest moim ulubieńcem. Na razie jako jedyny, nie bierze mojej twarzy w niewolę czerwonych krostek (a to było dla mnie prawdziwym utrapieniem). Używam go z prawdziwą przyjemnością i zawsze zachwycam się efektem. Jest wart swojej ceny, choć nie pogniewałabym się, gdyby była niższa. ;) Krem jest prawdziwym przyjacielem mojej skóry, uwielbiam go! Przeprowadziłam również mini testy na próbkach nawilżającego kremu do rąk i przeciwutleniacza – recenzje wkrótce, a na zachętę powiem tylko tyle, że byłam zadowolona. :)Niestety, apetyt rośnie w miarę jedzenia ;)… i mam strrraszną ochotę na wypróbowanie innych członków rodzinki La Clarée. Co kusi mnie szczególnie? Eliksir rozświetlający, łagodząco – nawilżająca mgiełka, mydełko eksfoliujące, delikatne mleczko oczyszczające… i inne. Najchętniej spróbowałabym wszystkiego. ;)

Dla ciekawskich:

Clarée, to rzeka, której źródła nazywają się L'eau de Mere, czyli Matka Wód. :)

PS. Nowe rozdanie u Women's staff! Sprawdźcie koniecznie (zakładka Rozdania u mnie na blogu)! :)

Let's get this party started !

Przeglądając swoje zdjęcia na komputerze widzę, że w ciągu ostatnich lat niewiele się zmieniłam. Jedyną różnicą są moje włosy: jakby bardziej pokręcone, jakby bardziej zdrowe. I cera w lepszej, potrądzikowej kondycji. A mimo to, to wciąż ja. Z wyglądem 15-latki czuję się fantastycznie!Jest jednak kilka zdjęć, które sprawiają, że śmiać mi się chce. Na owych zdjęciach miałam żółty kolor włosów. I taki w rzeczywistości był. Zniszczone rozjaśnianiem kłaki, nie były piękne. A mimo to, pamiętam jak dziś: jaka wtedy wspaniała się czułam. Jakby patrzyła się na mnie z wyraźnym podnieceniem grupka najprzystojniejszych mężczyzn na świecie! Wtedy się czułam jak seksowna kobieta. Kolor włosów sprawił, że czułam się pewna siebie!Blondynka w postrzeganiu wielu kobiet jest postrzegana jako kanon piękna, coś najbardziej zjawiskowego dla mężczyzn. Jednak niestety tylko kobietom się tak wydaje. Często z rozmowami z moimi kolegami pytam się, co jest z tymi blondynkami? I czy naprawdę mężczyzn bardziej kręcą blondynki? W większości przypadków słyszę, że wolą brunetki, jednak oglądają się też za blondynkami. Dlaczego? Bo blondynki są rzadziej spotykane. Bo w opinii są łatwiejsze i głupsze, przez co łatwiej można z nimi przebalować pełną piersią całą noc, i przy każdym ruchu nie dostać w pysk.Prawda znana od lat, jednak.... Wciąż tęsknie za tamtą pewną siebie Kamilą. Owszem, jestem blisko osiągnięciu takiego stanu. Jednak zauważyłam, że tu naprawdę o wygląd nie chodzi.Ci sami mężczyźni, z którymi rozmawiałam na temat blondynek, mówią, że lepiej wyglądam w brązowych włosach. Ba, już wtedy, gdy zauważyłam, że jestem blondynką, i nikt poza moją siostrą i koleżanką tego nie wiedział: frunęłam.Bo pewność siebie i atrakcyjność jest w głowie. Kto wie, może pewnego dnia nauczę się jej tak samo jak tabliczki mnożenia?

Laminowanie wlosow, sposob nr 1.

Laminowanie wlosow. Sposob nr 1.

Laminowaniem nazywamy pokrywanie powierzchni specjalnym materiałem,

dzięki czemu robi się ona odporna, np. na wilgoć czy uszkodzenia

mechaniczne. Laminuje się m.in. podłogę czy dokumenty. A od niedawna

również włosy.

Po takim zabiegu stają się gładkie, błyszczące i są wyraźnie w lepszej

kondycji. Nie plączą się, są sypkie i miękkie w dotyku, można je bez

problemu rozczesać. W Polsce wciąż jest to zabieg mało popularny.

Metoda jest prosta. Potrzebna będzie stołowa łyżka

żelatyny spożywczej, dwie-trzy łyżki bardzo ciepłej wody (nie wrzątku)

oraz łyżka maski lub odżywki do włosów. Żelatynę trzeba dokładnie

rozpuścić w wodzie, a gdy znikną grudki, należy wymieszać ją z

kosmetykiem. Tak przygotowaną miksturę nakładamy na całą długość włosów -

mogą być wcześniej umyte i lekko podsuszone.

Następnie na głowę wkładamy foliowy czepek (jeśli go nie masz, może być

siatka) i owijamy ją ręcznikiem. Po około 45 minutach włosy dokładnie

spłukujemy chłodną wodą (trzeba starannie zmyć resztki mieszanki),

rozczesujemy je, suszymy (najlepiej suszarką, ponieważ laminowanie

„lubi" wysokie temperatury) i układamy jak zwykle.

Na żelatynę znalazłam trzy sposoby, oto one i ich działanie:

Sposób nr.1:

polega na nałożeniu mieszanki żelatyny po myciu włosów:

- łyżka stołowa żelatyny

- dwie łyżki stołowe wrzącej wody

- łyżka odżywki LUB maski (u mnie był do wosk do włosów glęboko nawilzajacy)

żelatynę rozpuszczamy dokładnie w wodzie, po dokładnym rozpuszczeniu

(uważajcie, żeby nierozpuszczone kryształki nie znalazły się we włosach,

godzinne płukanie może być wtedy jedyna metodą pozbycia się ich!) i

ostygnięciu mieszamy z odżywką i ciepłą maskę nakładamy na wilgotne

włosy na ok.30-50 minut.

Sposób nr.2:

polega na nałożeniu żelatyny przed myciem włosów:

- niepełne dwie łyżki stołowe żelatyny

- trzy łyżki stołowe wrzącej wody

- łyżka stołowa oliwy z oliwek

- łyżeczka soku z cytryny

- łyżka- dwie odżywki (u mnie znowu Garnier Avocado)

jak wcześniej żelatynę dokładnie rozpuszczamy, a po ostygnięciu dodajemy

pozostałe składniki i mieszamy dokładnie. Nakładamy na zwilżone wodą

włosy na ok.40 minut i zmywamy delikatnym szamponem (u mnie ostatnio

testowany Hipp), po czym zwyczajowo nakładamy na chwilę maskę lub

odżywkę.

Sposób nr.3:

polega na nałożeniu żelatynowej maski przed myciem i wgrzaniu jej gorącym powietrzem we włosy:

- łyżka stołowa żelatyny

- trzy łyżki wrzącej wody

- łyżeczka oliwy z oliwek

- łyżeczka soku z cytryny

żelatynę przygotowujemy jak wcześniej, ale warto zadbać, aby mieszanka

była bardziej wodnista. Po ostygnięciu mieszamy ją z pozostałymi

składnikami i nakładamy na lekko zwilżone wodą włosy pasemko po pasemku

trochę jak przy farbowaniu lub prostowaniu kreatyną).

Po wysmarowaniu wszystkich włosów suszymy je suszarką z ciepłym/ gorącym

nawiewem, co powoduje otwarcie łusek włosa i wnikanie białek żelatyny

we włókna. Prostownica nie jest dobrym pomysłem, lepiej użyć suszarki!

Po wysuszeniu otrzymujemy zupełnie sztywne, dziwne w dotyku siano;p

Otrzymane sianko myjemy delikatnym szamponem i nakładamy odżywkę lub

maskę.

Mniej więcej powinno wyjśc to tak:

A to efekty użyte za pierwszym razem (sposób ktory wykorzystałam to nr 1)

Następnym

razem wyprobuje sposób 2 i po 2 tygodniach 3 (częściej nie mozna robic

więc trzeba czekać) i sprawdzimy ktory sposob działa na moje włosy

najlepiej.

 Przed nałożeniem:

Mieszanka nałożona na włoski:

Efekt po 45 minutowym trzymaniu mieszanki:

Efekt jest natychmiastowy. Należy jednak pamiętać, że z laminowaniem

włosów na własną rękę nie można przesadzać; zbyt duża ilość protein może

sprawić, że kosmyki staną się suche, napuszone i pozbawione blasku.

Inne objawy "przeproteinowania" to m.in. łamliwość, kruchość czy

„sianowatość" włosów.

Na proteiny dobrze działają emolienty, czyli preparaty nawilżające

skórę. Aby zatem uniknąć "przeproteinowania", warto sięgnąć po odżywkę

zawierającą olejek. Równie dobrym pomysłem jest dodanie do rozpuszczonej

żelatyny odrobiny oleju. Poza tym najlepiej laminować włosy nie

częściej niż raz na dwa tygodnie.Jakie są wnioski praktyczne z żelatynowych doświadczeń?

- przede wszystkim ilość wody- im więcej tym bardziej wodnista

mieszanka (ciężko utrzymać wszystko pod czepkiem, bo spływa jak się da),

im mniej wody tym ciężej maskę nałożyć (robi się bardzo gęsta i

galaretowata, po nałożeniu na włosy nie chce sie rozprowadzić)

- ciepło- żelatyna zastyga w niskiej temperaturze, dlatego im cieplejsza woda i mieszanka tym prościej nałożyć i zmyć maskę

- ciepło po raz drugi- białka wnikają lepiej pod wpływem ciepła,

dlatego warto maskę podgrzać suszarką (włosy zawijamy w foliowy czepek,

nakładamy ręcznik i grzejemy go suszarką lub podgrzewamy ręcznik w

mikrofalówce)

- do zestawu proponuję użyć odżywki lub maski z dużą ilością nawilżaczy i olejów, bez protein

- żelatynę należy dokładnie rozmieszać- za pierwszym razem nałożyłam żelatynę z nierozpuszczonymi drobinkami, które chyba godzinę wypłukiwałam z włosów. nie polecam!

- uważajcie na ręczniki i akcesoria- ubrudzone żelatyną stają się mocno klejące i nadają się tylko do porządnego prania

- porowatość włosów- nie każde włosy będą zadowolone z

żelatynowego SPA. Wysokoporowe lub zniszczone włosy mogą zareagować

wielkim i ciężkim do rozczesania sianem. Nie jest to pewnik, najlepiej

spróbować samemu, ale można przypuszczać, że jest to metoda dla

niskoporowatych kudełków

- maska z żelatyny może dawać podobne efekty uboczne do

przeproteinowania włosów- sianowate, matowe i nieelastyczne strąki.

Efekt ten można minimalizować uzupełniając maskę o dawkę olejów i

nawilżaczy, które zrównoważą białko (podobnie jak z płukanką z

l-cysteiny)

- żelatyna to biało zwierzęce, otrzymywane jest z tkanek zwierzęcych.

Jeśli nie trafia to w Wasze przekonania lub jesteście przeciwniczkami

wykorzystywania zwierząt w taki sposób istnieje produkt o nazwie Agar, jest to żelatyna wegańska, otrzymywana z rośliny. Nic nie wiem o jej wpływie na włosy, ale jeśli macie dostęp do Agaru może warto spróbować? :)

Przeciwwskazania

Zabieg ten nie ma szczególnych przeciwwskazań. Żelatyna jest całkowicie bezpieczna, nieszkodliwa i hipoalergiczna.

Po laminacji można kontynuować zwykłą pielęgnację włosów.

Zaleca się na krótki czas odstawić szampony głęboko-oczyszczające.

Laminowanie można wykonywać po trwałej ondulacji. Ale trzeba pamiętać,

że słaby skręt może stracić swój kształt, ponieważ włosy po  laminowaniu

nabywają masę i objętość.

 

Po laminowaniu nie musimy (PODOBNO) używać prostownicy, ponieważ włosy stają się cięższe i grubsze.

   

Mity na temat laminowania:

Film ochronny powstały na wskutek laminowania nie pozbawia włosów zdolności do oddychania.

Częstsze laminowanie włosów nie da im maksymalnego pogrubienia.

Laminowanie włosów to nie zabieg.

To nie jest panaceum, ale skuteczna pielęgnacja włosów, jeśli wykonywane jest właściwie.

Jeżeli twoje włosy są zniszczone, cienkie lub osłabione, warto

przeprowadzić wcześniej ich rekonstrukcje (nałożyć odżywczą maskę ​​lub

odżywkę nawilżająca) i dopiero po tym rozpocząć laminowanie.

Próbowalyście? Podzielcie się wrażeniami:)

Pozdrawiam.

Martyna

LIPCOWE ZAKUPY

Witajcie!

Dziś we wpisie moje zakupy

poczynione w miesiącu lipcu. Jak zwykle polowałam na promocje i udało mi się

złapać produkty, które lubię i których zakup sobie wcześniej zaplanowałam.

Zakupy Rossmann:

Pianka do

golenia dla Pań Venus zapach konwalii (4,69zł) – kupiłam, bo chcę

zniwelować podrażnienia po depilacji. Używam głownie depilatora po którym

włoski wrastają i robią się nieestetyczne podrażnienia, krostki, na nogach, w

okolicach ud najczęściej. Wolę tę metodę, bo mam spokój na około dwa tygodnie.

Maszynki używam od czasu do czasu, jak nie mam czasu na depilator, ale jest to

rozwiązanie na krótką metę, bo po dwóch dniach włoski już odrastają.

Plastry z

woskiem do depilacji ciała na zimno Isana (7,99zł) – powód zakupu j.w.

Jednak kompletnie nietrafiony. Albo nie umiem się nimi posługiwać albo po

prostu moje włoski SA za grube i zbyt oporne na tę metodę.

Płyn do

higieny intymnej Facelie Sensitive (3,39zł) – skończył mi się Lactacyd i

postanowiłam wypróbować coś innego.

Pasta do

zębów Pearl Drops Tea & Coffee (10,99zł) – wzięłam, choć wolałabym

Denivit ale w promocji były tylko warianty do szczoteczek elektrycznych (jak na

razie takiej nie posiadam).

Zmywacz

do paznokci bez zawartości acetonu Isana (4,99zł) – już po pierwszym użyciu

wiem, że zielony jest lepszy. Ten jest jakiś taki suchy, szorstki.

Mydło z

olejami roślinnymi Nagietek z kojącym ekstraktem Alterra (1,59zł) – bardzo

lubię te mydełka, delikatnie myją.

Domowy

pedicure wulkaniczny peeling do stóp i maska-serum do stóp Perfecta (1,99zł)

– lubię sobie robić te jednorazowe zabiegi spa raz na jakiś czas.

Zakupy Biedronka:

Patyczki

higieniczne Carea (1,55zł) – używam ich głównie do korygowania makijażu

oczu.

Suchy

szampon do włosów with a coconut & exotic fragrance Batiste (10,99zł) –

kosmetyk, który od dłuższego czasu jest mi niezbędny do „mycia" grzywki.

Łagodzący

płyn micelarny BeBeauty (7,99zł) – mój ulubiony płyn micelarny, tym razem

wzięłam wersje łagodzącą (do tej pory używałam nawilżającego).

Bawełniane

płatki kosmetyczne Carea (1,99zł) – używam ich wyłącznie do demakijażu oczu.

Puder

prasowany Ultra Mattifying Moddeling Powder 01 Natural BeBeauty (12,99zł) –

bardzo jasny odcień, bardzo dobrze stapia się z podkładem, świetnie pokrywa i

matowi.

Zakupy Natura:

Krem

antybakteryjny nuno-technologia przeciw pryszczom Ziaja (6,99zł) – lekki

krem, świetny, używam go nawet pod makijaż.

Podkład

Matujący Matt Finish nr 201 Sensique (7,99zł) – strasznie polubiłam ten

podkład. Pisałam i nim TUTAJ.

 Aktywny

peeling enzymatyczny z papainą i żółtą glinką do cery tłustej i mieszanej

Dermika (14,99zł) – w końcu zakupiłam sobie peeling enzymatyczny, bo ten z

Ziajii już mi się kończy.

 

 

Zakupy Rossmann:

Łagodne mydło

o zapachu bzu i orchidei Isana (2,29zł) – zapas mydła do mycia rąk o

przyjemnym zapachy.

Szampon

oczyszczający Ultra Doux cytryna i biała glinka Garnier (6,99zł) – gdzieś

na którymś blogu o nim czytałam i postanowiłam go sobie zakupić w sytuacji, gdy

używany obecnie od Avon już się powoli kończy.

I to by było na tyle. A jak Wasze

zakupy lipcowe?

Pozdrawiam

Kasia

Lauren Oliver - Pandemonium

 

"Miłość. Gdy tylko wpuścisz do swojego serca to słowo, gdy tylko pozwolisz mu zapuścić korzenie, rozprzestrzeni się jak grzyb we wszystkich zakamarkach twojej duszy - a wraz z nim pytania, drżące, pączkujące lęki, które sprawią, że nigdy nie zaznasz spokoju. "

Po raz drugi trafiłam do świata, w którym miłość uznana została za najpoważniejszą, śmiertelną  chorobę.  Kolejny raz weszłam do świata pozbawionego uczuć. Ponownie pochłonęła mnie niesamowita lektura. I po raz pierwszy książka zaliczana do  literatury młodzieżowej tak mnie zachwyciła.

Nie wierzyłam, że można stworzyć antyutopijną, czy też paranormalną książkę młodzieżową, która będzie zachwycała nie tylko wybujałą wyobraźnią autora, ale też jego dobrym warsztatem literackim i ogromnym talentem. Lauren Olivier jak łatwo się już domyślić udowodniła mi,że jednak jest to możliwe i co więcej, że jej przyszło to z wielką łatwością.

Lena nadal żyje w świecie, w którym miłość uznawana jest za najniebezpieczniejszą  i śmiertelną chorobę. Po utracie ukochanego zrozpaczona postanawia walczyć o wolność, miłość i honor. Przyłącza się do ruchu oporu  i jego nieustannej walki z absurdalnym systemem. Dzięki temu poznaje ludzi, którzy podobnie jak ona nie zostali poddani zabiegowi przeciw delirium. Nie są oni jednak,tak jak opowiadali jej od dzieciństwa najbliżsi nieludzkimi potworami,lecz normalnymi, niepozbawionymi uczuć ludźmi walczącymi o dobro ogółu. W pewnym momencie na jej drodze pojawia się Julian. Chłopak należący do obozu największego wroga Leny i jej nowych przyjaciół. Znajomość ta przyprawia bohaterce coraz to większych problemów i zmusza ją do odpowiedzi na pytanie - czy można pokochać największego wroga ?.

Rzadko kiedy kolejne tomy jakiś serii są lepsze od ich pierwowzoru, czyli pierwszego tomu sagi Zazwyczaj pisane naprędce, nieprzemyślanie i czasem chaotyczne już tak nie zachwycają. W przypadku serii Delirium i jej drugiego tomu - "Pandemonium" jest zupełnie inaczej. W pierwszej części sagi zachwyciła mnie przede wszystkim fabuła i ciekawe postacie. W drugiej zaś prócz równie dobrej fabuły, na pochwały zasłużył sposób w jaki autorka przedstawiła nam dalszy bieg tej historii. 

Według mnie da się zauważyć, że Lauren Oliver w przerwie między pisaniem dwóch tomów tej serii pracowała nad swoim warsztatem literackim. O ile  w "Delirium'' słowa służyły tylko do przekazania suchych informacji o świecie i bohaterach, w "Pandemonium'' w wysublimowany sposób kreują one coraz lepiej zarysowane sylwetki bohaterów i ich otoczenie.  ''Pandemonium'' to nie tylko podróż po straszliwym, antyutopijnym świecie, ale też to wędrówka w towarzystwie bardzo dobrej, ambitnej literatury.

Śmiem twierdzić, że ''Pandemonium'' to jedna z lepszych powieści skierowanych do młodzieży, wydanych w tym roku. Tym samym gorąco zachęcam was do zapoznania się z tą serią ( a zwłaszcza z jej świetnym drugim tomem). Jestem pewna, że się nie zawiedziecie.

Za książkę dziękuję wydawnictwu Otwarte ;-)

kuracja drożdżowa

Rozpoczęłam kurację drożdżową ze względu na

wypadające włosy po ciąży... niestety lecą mi strasznie, chyba się skumulowało

bo wypadają po ciąży i dodatkowo przez wiosnę. Co roku na wiosnę przechodzę to

samo, mnóstwo włosów na szczotce i łóżku, kanapie... eh a że

są długie to się wydaje że jest ich wszędzie jeszcze więcej. O

kuracji drożdżowej słyszałam kilka lat temu i nie przeszłam pierwszej

próby nie wypiłam nawet pół szklanki 

Aktualnie robię drugie podejście i to już 6 dzień! Paznokcie i

cera też na tym skorzystają, cera się oczyści a paznokcie wzmocnią.

Mój przepis to:

dwie

łyżeczki drożdży wsypuje do szklanki, zalewam gorącą wodą do

połowy szklanki i mieszam by dokładnie się rozpuściły następnie wypijam

ciepłe. I tak raz dziennie ja ustaliłam sobie porę wieczorną.

Ważne: Drożdze trzeba zalewać wrzątkiem by je "zabić"

dzięki temu uniknie się wzdęć i boleści brzucha a witaminy zostaną

nienaruszone;)

Dla

nie których picie drożdży może być dziwne;P ale są naturalnym sposobem

na dostarczenie organizmowi dobroczynnych witamin z grupy B oraz

mikroelementów, które wpływają na stan naszej cery, skóry, włosów

i paznokci. Jeżeli macie

problemy z cerą i trądzikiem to jest to kuracja dla was! u mnie po tygodniu

organizm zaczął się detoksykować i na twarzy wyskoczyło mi kliku

"przyjacieli" ale kontynuuje by mieć cerę całkowicie wolną od

trądziku.

Drożdże zawierają:

Bialko Tluszcz Weglowodany Blonnik Woda E wit. B2 Niacyna B6 Kwas pantotenowy Biotyna (wit.H)Kwas foliowy Sod Potas Wapn Magnez  Fosfor Zelaco Miedz Cynk Jod Selen  Nikiel 

Mam zamiar pić drożdze

przynajmnie 2 miesiące, bo niestety na efekty naturalnych sposobów dbania o

urodę trzeba czekać dłużej ...

No i stało się:/ przerwałam kuracje, już od 3 dni nie pije więc rozpoczynam od nowa. Jak to się mówi do 3 razy sztuka.Rozpoczynam od dziś czyli 4 maja dzień 1...